Uzupełnianie detali na mojej makiecie ogrodowej daje mi dużo satysfakcji. Mam w głowie długą listę rzeczy, które - któregoś dnia - staną się częścią mojego miniaturowego świata. Ale że czasu mam tyle ile mam, muszę działać powoli, krok po kroku...
Obecnie dodaję do mojego małego miasteczka znaki drogowe. Dzięki nim ulice powinny zyskać nieco realizmu. Znaki na pewno dodadzą też koloru i szczegółowości do miejskiego krajobrazu. I nie zapominajmy, że liczba wypadków drogowych powodowanych przez moich podwładnych w skali G też powinna się zmniejszyć :)
Pomysł zrodził się wraz z ustawieniem pojedynczego znaku kolejowego widocznego poniżej. Plastikowa tabliczka oraz słupek to nadmiarowe elementy, które zostały mi z jednego z modeli budynków. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić, więc wydrukowałem i nakleiłem plakietkę. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że taka kombinacja okazała się być bardzo odporna na warunki pogodowe. Model utrzymał swój schludny wygląd pomimo przebywania na zewnątrz przez blisko dwa lata.
No więc zdecydowałem się pójść w znaki drogowe. Wydrukowałem je na tym samym syntetycznym, nie papierowym, samoprzylepnym arkuszu co poprzednio. Arkusze te produkuje czeska firma Rayfilm. Nie są co prawda w pełni odporne na promieniowanie UV i bledną pod wpływem słońca, ale deszcz, śnieg i zmiany temperatur znoszą naprawdę dobrze.
W kolejnym kroku zaprojektowałem serię modeli 3D. Było to naprawdę łatwe, ponieważ znaki składają się tylko z cylindrów, prostokątów i trójkątów. Moje poprzednie doświadczenie z programem Blender pozwoliło mi ukończyć tę pracę w zaledwie jeden wieczór.
Do produkcji docelowych plastikowych elementów użyłem mojej drukarki 3D Anet. Poniżej pierwsza wydrukowana próbka. Ponieważ model był prosty, więc sam wydruk też przebiegł bez niespodzianek.
Wytworzenie poniższego zestawu trwało cały dzień. Ale jest to w zasadzie już wszystko, czego potrzebuję do mojej niezbyt dużej makiety.
Gdy tylko dodałem naklejki, znaki natychmiast wypiękniały. Można powiedzieć, że zakochałem się w nich od pierwszego wejrzenia.
Teraz nawet turyści w skali G przybywający do miasta po raz pierwszy, z łatwością zauważą, że trzeba troszkę zwolnić. Oczywiście pod warunkiem, że będą się w ogóle patrzeć na te znaki, a nie na seksowną autostopowiczkę po drugiej stronie drogi.
Podtrzymując nastrój dzielenia się, załadowałem moje modele do bazy danych na stronie Thingiverse. Można je więc samemu wypróbować, do czego zachęcam: https://www.thingiverse.com/thing:2909330. Gdyby komuś jakiegoś konkretnego rodzaju znaku brakowało, to proszę dać znać. Chyba jestem w stanie bez większego wysiłku dorobić brakujące typy.
Nowinki, opowieści, porady i recenzje ze świata modeli kolejowych i nie tylko.
Najnowsze Wpisy
niedziela, 20 maja 2018
wtorek, 15 maja 2018
Piko V36: instalacja dekodera DCC oraz modułu dźwiękowego
Moja flota lokomotyw w wielkiej skali stale się rozwija. W tym roku przybyły już dwa nowe modele, w tym Piko V36. A ponieważ wszystkie moje pociągi są sterowane cyfrowym protokołem DCC, więc nastał czas na zmodernizowanie również tego małego spalinowozu...
I tak dzisiaj dodam do opisywanej lokomotywy dwa elementy elektroniczne:
Dekoder Piko 36122 to średniej wielkości płytka drukowana z dwoma rzędami zacisków. W zestawie znajduje się też instrukcja, diagram okablowania oraz cztery śrubki.
Moduł dźwiękowy Piko 36224 jest niezwykle kompaktowy, ale dołączono do niego dość pokaźnych rozmiarów głośnik. Jego ciężar będzie utrzymywany za pomocą dwóch dostarczonych wkrętów. Dostajemy też instrukcję montażu oraz ulotkę ze szczegółowym opisem cyfrowych funkcji zestawu.
Jednak najpierw musimy otworzyć lokomotywę. Na szczęście przewodnik, który znajdował się w pudełku z modelem Piko V36 jasno pokazuje, jak się do tego zabrać.
Kolejne strony dokumentacji spalinowozu opisują również konwersję do sterowania cyfrowego. W zasadzie są to te same informacje, jakie dostaliśmy z modułem dźwiękowym. Niewątpliwie wyglądają one na bardzo pomocne, ale niestety nie pokazują, gdzie dokładnie w obudowie należy umieścić mniejszą z dwóch płytek PCB. Do tego tematu jeszcze wrócimy...
Dobra, otwieramy lokomotywę. Krok pierwszy - usunąć osiem śrubek widocznych pod pojazdem.
Krok drugi - wyciągamy zderzaki. Kiedy to już zrobimy, cała zielona pokrywa schodzi bez żadnego problemu.
Podczas otwierania obudowy trzeba uważać na kabelki oświetleniowe. Są takie dwa - jeden do świateł tylnych i kabiny oraz jeden do przedniego górnego reflektora. Niestety miałem problem z odłączeniem tego drugiego. Wtyczka zakleszczyła się tak mocno, że niechcący usunąłem z płytki drukowanej całe gniazdko. Na szczęście nie jest to jakieś poważne uszkodzenie.
Z tyłu modelu znajdziemy układ elektroniczny do sterowania analogowego. Tę część trzeba usunąć...
...i zastąpić dekoderem. Pasuje idealnie.
Głośnik montujemy z przodu, w miejscu dla niego przeznaczonym. Dokręcenie wkrętów sprawia, że trzyma się on tam bardzo solidnie.
Okablowanie to osobny temat. Dostarczone diagramy elektryczne nie opisują modelu V36. Tak więc ostatecznie trzeba jednak połączenia co nieco zrozumieć. Na szczęście nie jest to trudne i całość nie powinna zająć więcej niż 15 minut.
Warto wziąć pod uwagę fakt, że "oświetlenie kabiny" jest standardowo przypisane do cyfrowej funkcji nr 6. Jeśli więc chcemy, żeby wszystko ładnie nam zagrało, należy odpowiedni przewód podłączyć do wyjścia A6 dekodera. Tak właśnie zrobiłem.
Gdy już wszystko jest pospinane, można rozpocząć pierwsze testy. W tym miejscu spotkała mnie miła niespodzianka, gdyż całość z miejsca zadziałała. Żadnych problemów :)
Umieszczenie modułu dźwiękowego wewnątrz lokomotywy stanowi swego rodzaju wyzwanie. Okazuje się, iż nie ma dla niego dedykowanego miejsca. Wydawało mi się, że dobrze będzie go przykleić jak najbardziej z przodu. Tak też właśnie zrobiłem, jednocześnie zabezpieczając kable taśmą izolacyjną.
Niestety wykorzystanie tej przestrzeni nie jest prawidłowym rozwiązaniem i nie byłem w stanie zamknąć modelu. Ta maleńka płytka PCB za bardzo wystawała. Przeniosłem ją więc odrobinę do tyłu, wsuwając ją w niewielkie wycięcie w plastiku. Ponownie przymocowałem przewody i tym razem obudowa zatrzasnęła się bez problemu.
Konwersja zakończyła się sukcesem, więc czas na mały pokaz. Dźwięk produkowany przez model jest raczej głośny. Właściwie to na tyle głośny, że aż ściszyłem go odrobinę w nakręconym filmie. Dzięki temu Wasze uszy są bezpieczne. Miłego oglądania!
Jak dla mnie - działa super! Jestem bardzo, bardzo zadowolony z uzyskanego efektu. Mój Taurus w wielkiej skali jest następny w kolejce!
I tak dzisiaj dodam do opisywanej lokomotywy dwa elementy elektroniczne:
- Piko 36122: dekoder DCC
- Piko 36224: moduł dźwiękowy
Dekoder Piko 36122 to średniej wielkości płytka drukowana z dwoma rzędami zacisków. W zestawie znajduje się też instrukcja, diagram okablowania oraz cztery śrubki.
Moduł dźwiękowy Piko 36224 jest niezwykle kompaktowy, ale dołączono do niego dość pokaźnych rozmiarów głośnik. Jego ciężar będzie utrzymywany za pomocą dwóch dostarczonych wkrętów. Dostajemy też instrukcję montażu oraz ulotkę ze szczegółowym opisem cyfrowych funkcji zestawu.
Jednak najpierw musimy otworzyć lokomotywę. Na szczęście przewodnik, który znajdował się w pudełku z modelem Piko V36 jasno pokazuje, jak się do tego zabrać.
Kolejne strony dokumentacji spalinowozu opisują również konwersję do sterowania cyfrowego. W zasadzie są to te same informacje, jakie dostaliśmy z modułem dźwiękowym. Niewątpliwie wyglądają one na bardzo pomocne, ale niestety nie pokazują, gdzie dokładnie w obudowie należy umieścić mniejszą z dwóch płytek PCB. Do tego tematu jeszcze wrócimy...
Dobra, otwieramy lokomotywę. Krok pierwszy - usunąć osiem śrubek widocznych pod pojazdem.
Krok drugi - wyciągamy zderzaki. Kiedy to już zrobimy, cała zielona pokrywa schodzi bez żadnego problemu.
Podczas otwierania obudowy trzeba uważać na kabelki oświetleniowe. Są takie dwa - jeden do świateł tylnych i kabiny oraz jeden do przedniego górnego reflektora. Niestety miałem problem z odłączeniem tego drugiego. Wtyczka zakleszczyła się tak mocno, że niechcący usunąłem z płytki drukowanej całe gniazdko. Na szczęście nie jest to jakieś poważne uszkodzenie.
Z tyłu modelu znajdziemy układ elektroniczny do sterowania analogowego. Tę część trzeba usunąć...
...i zastąpić dekoderem. Pasuje idealnie.
Głośnik montujemy z przodu, w miejscu dla niego przeznaczonym. Dokręcenie wkrętów sprawia, że trzyma się on tam bardzo solidnie.
Okablowanie to osobny temat. Dostarczone diagramy elektryczne nie opisują modelu V36. Tak więc ostatecznie trzeba jednak połączenia co nieco zrozumieć. Na szczęście nie jest to trudne i całość nie powinna zająć więcej niż 15 minut.
Warto wziąć pod uwagę fakt, że "oświetlenie kabiny" jest standardowo przypisane do cyfrowej funkcji nr 6. Jeśli więc chcemy, żeby wszystko ładnie nam zagrało, należy odpowiedni przewód podłączyć do wyjścia A6 dekodera. Tak właśnie zrobiłem.
Gdy już wszystko jest pospinane, można rozpocząć pierwsze testy. W tym miejscu spotkała mnie miła niespodzianka, gdyż całość z miejsca zadziałała. Żadnych problemów :)
Umieszczenie modułu dźwiękowego wewnątrz lokomotywy stanowi swego rodzaju wyzwanie. Okazuje się, iż nie ma dla niego dedykowanego miejsca. Wydawało mi się, że dobrze będzie go przykleić jak najbardziej z przodu. Tak też właśnie zrobiłem, jednocześnie zabezpieczając kable taśmą izolacyjną.
Niestety wykorzystanie tej przestrzeni nie jest prawidłowym rozwiązaniem i nie byłem w stanie zamknąć modelu. Ta maleńka płytka PCB za bardzo wystawała. Przeniosłem ją więc odrobinę do tyłu, wsuwając ją w niewielkie wycięcie w plastiku. Ponownie przymocowałem przewody i tym razem obudowa zatrzasnęła się bez problemu.
Konwersja zakończyła się sukcesem, więc czas na mały pokaz. Dźwięk produkowany przez model jest raczej głośny. Właściwie to na tyle głośny, że aż ściszyłem go odrobinę w nakręconym filmie. Dzięki temu Wasze uszy są bezpieczne. Miłego oglądania!
Jak dla mnie - działa super! Jestem bardzo, bardzo zadowolony z uzyskanego efektu. Mój Taurus w wielkiej skali jest następny w kolejce!
niedziela, 6 maja 2018
Revell 05213, Holownik Fairplay w skali 1:144
Dzisiejszy wpis nie będzie miał nic wspólnego z pociągami. Dziś będę opisywał moją pracę nad modelem łodzi. Zestaw dostałem od św. Mikołaja, czyli jakieś pięć miesięcy temu. Nie, nie położyłem go na półce i nie zapomniałem o nim. Cały ten czas nad nim pracowałem...
Produkt, który opisuję to holownik Fairplay wyprodukowany przez dobrze znaną firmę Revell. Powodem, dla którego wybrałem ten właśnie model była jego skala. Jest to 1:144, a więc powinien dobrze pasować do makiety kolejowej w skali N.
Tak artykuł wygląda przed rozpakowaniem...
Opisywany produkt to cały zestaw, który składa się nie tylko z elementów modelu, ale zawiera też cztery małe pojemniczki z farbami akrylowymi w odpowiednich kolorach, pędzel oraz buteleczkę kleju.
Większość części jest biała. Jeśli więc nie planujemy budować "statku widmo", malowanie będzie niezbędne.
Niewielka liczba elementów jest przezroczysta. Co ciekawe - nie są to tylko okna, ale też niektóre ze ścian. To ponownie podkreśla konieczność pokolorowania całości.
Instrukcja jest bardzo szczegółowa. Cieszy mnie to niezmiernie, gdyż w przypadku tego produktu montaż pojazdu nie jest prosty. Dostajemy też arkusz kalkomanii. Pozwala ona na upodobnienie modelu do jednej z trzech wybranych łodzi Fairplay.
Nie dokumentowałem całego procesu składania statku. Stało się tak, gdyż jego budowa ciągnęła się dosłownie miesiącami. Malowałem małe części, czekałem aż wyschną, potem malowałem je ponownie, i znowu czekałem, i wtedy okazywało się dopiero, czy mogę je już przykleić, czy też... muszę je pomalować po raz trzeci. Montaż był długi i przy mojej dostępności wolnego czasu, rozwlekł się na okres czterech miesięcy. Ale już skończyłem - model jest gotowy!
Jestem bardzo zadowolony z tego, jak efekt mojej pracy wygląda z pewnej odległości. Oczywiście jeśli przyjrzeć się szczegółom, łatwo zauważyć, że nie wszystko jest idealne. Szczególnie malowanie w niektórych miejscach nie jest niestety powodem do dumy. Ale nie było łatwo, na pewno nie dla osoby, która na co dzień nie robi tego typu rzeczy. Tak czy inaczej - obejrzyjmy kilka zbliżeń.
Stałem się posiadaczem opisywanego modelu z zamiarem użycia go na makiecie kolejowej w skali N. Nadal uważam, że ten pomysł ma sens. Trzeba jednak wziąć pod uwagę dwa aspekty:
Budowa tego modelu była długa i wymagająca. Jestem jednak całkiem zadowolony z efektu końcowego. Produkt firmy Revell na pełno spełnił moje oczekiwania. Zapewnił wiele wieczorów relaksu i satysfakcji, przeplatanych chwilami złości i zwątpienia. Właśnie takich emocji oczekujemy przecież, gdy zabieramy się za nowy projekt modelarski. A teraz czuję się spełniony...
Produkt, który opisuję to holownik Fairplay wyprodukowany przez dobrze znaną firmę Revell. Powodem, dla którego wybrałem ten właśnie model była jego skala. Jest to 1:144, a więc powinien dobrze pasować do makiety kolejowej w skali N.
Tak artykuł wygląda przed rozpakowaniem...
Opisywany produkt to cały zestaw, który składa się nie tylko z elementów modelu, ale zawiera też cztery małe pojemniczki z farbami akrylowymi w odpowiednich kolorach, pędzel oraz buteleczkę kleju.
Większość części jest biała. Jeśli więc nie planujemy budować "statku widmo", malowanie będzie niezbędne.
Niewielka liczba elementów jest przezroczysta. Co ciekawe - nie są to tylko okna, ale też niektóre ze ścian. To ponownie podkreśla konieczność pokolorowania całości.
Instrukcja jest bardzo szczegółowa. Cieszy mnie to niezmiernie, gdyż w przypadku tego produktu montaż pojazdu nie jest prosty. Dostajemy też arkusz kalkomanii. Pozwala ona na upodobnienie modelu do jednej z trzech wybranych łodzi Fairplay.
Nie dokumentowałem całego procesu składania statku. Stało się tak, gdyż jego budowa ciągnęła się dosłownie miesiącami. Malowałem małe części, czekałem aż wyschną, potem malowałem je ponownie, i znowu czekałem, i wtedy okazywało się dopiero, czy mogę je już przykleić, czy też... muszę je pomalować po raz trzeci. Montaż był długi i przy mojej dostępności wolnego czasu, rozwlekł się na okres czterech miesięcy. Ale już skończyłem - model jest gotowy!
Jestem bardzo zadowolony z tego, jak efekt mojej pracy wygląda z pewnej odległości. Oczywiście jeśli przyjrzeć się szczegółom, łatwo zauważyć, że nie wszystko jest idealne. Szczególnie malowanie w niektórych miejscach nie jest niestety powodem do dumy. Ale nie było łatwo, na pewno nie dla osoby, która na co dzień nie robi tego typu rzeczy. Tak czy inaczej - obejrzyjmy kilka zbliżeń.
Stałem się posiadaczem opisywanego modelu z zamiarem użycia go na makiecie kolejowej w skali N. Nadal uważam, że ten pomysł ma sens. Trzeba jednak wziąć pod uwagę dwa aspekty:
- Dolną część kadłuba trzeba będzie usunąć. Jeśli makieta nie jest "głęboka" - a moja taka nie jest - będzie to jedyny sposób na pokazanie modelu jako unoszącego się na wodzie.
- Model jest duży. Nie jest to dwuosobowa łódeczka. To prawdziwy statek, który będzie wymagał sporej tafli wody, aby wyglądać dobrze. Aby lepiej pokazać, jak pokaźny jest ten holownik, poniżej prezentuję go w porównaniu z wagonem pasażerskim w skali N.
Budowa tego modelu była długa i wymagająca. Jestem jednak całkiem zadowolony z efektu końcowego. Produkt firmy Revell na pełno spełnił moje oczekiwania. Zapewnił wiele wieczorów relaksu i satysfakcji, przeplatanych chwilami złości i zwątpienia. Właśnie takich emocji oczekujemy przecież, gdy zabieramy się za nowy projekt modelarski. A teraz czuję się spełniony...
Subskrybuj:
Posty (Atom)