Najnowsze Wpisy

środa, 27 czerwca 2018

Piko Taurus: instalacja dekodera DCC oraz modułu dźwiękowego

Decyzja o budowie makiety kolejowej sterowanej cyfrowo powoduje często nawet podwojenie kosztu zakupu każdej nowej lokomotywy. Jest drogo, ale moim zdaniem warto. Łatwość kierowania oraz dodatkowe funkcje w pełni mnie przekonują, pomimo wysokiej ceny. Dzisiaj pozwolę wkroczyć w XXI wiek kolejnej z moich lokomotyw - Taurusowi w skali G od Piko.

Przechodząc na sterowanie cyfrowe mamy oczywiście do wyboru kilka opcji. Jeśli jednak chcemy uniknąć wyzwań i zaoszczędzić czas, wybierzemy elementy elektroniczne dedykowane dla danego typu lokomotywy. W przypadku Taurusa Piko będą to:
  • Piko 36120 - dekoder DCC
  • Piko 36190 - moduł dźwiękowy
I właśnie te dwa komponenty będę montował dzisiaj.

taurus piko z modułami dcc

Pudełko, w którym dostajemy dekoder dla Taurusa, jest dokładnie takie samo jak w przypadku wszystkich innych podobnych produktów Piko. Jedyną różnicą jest opis na naklejce w prawym dolnym rogu.


Zawartość zestawu to dokładnie to, czego byśmy oczekiwali. Dostajemy:
  • płytkę PCB dekodera z okablowaniem
  • zestaw śrubek mocujących
  • różnego rodzaju instrukcje i schematy


Opakowanie modułu dźwiękowego również nie zaskakuje. To samo fioletowe, tekturowe pudełko z naklejką opisującą rodzaj produktu znajdującego się w jego wnętrzu.


Po otwarciu wieczka znajdziemy:
  • dość dużych rozmiarów głośnik
  • malutką płytkę PCB (czyli właśnie moduł dźwiękowy)
  • instrukcję instalacji
  • opis funkcji cyfrowych


Najpierw musimy jednak otworzyć Taurusa. Schematy dostarczone z lokomotywą opisują tę procedurę w bardzo jasny sposób. Ponadto oferują też cenną wskazówkę odnośnie wykonania tej czynności przy zastosowaniu bezpiecznej metody.


Sztuczka polega na wykorzystaniu formy styropianowej, w którą był oryginalnie zapakowany model. Lokomotywę można bowiem umieścić w nim do góry nogami. W ten sposób uzyskamy pełny dostęp do jej podwozia, jednocześnie zabezpieczając wszelkie delikatne detale znajdujące się na jej dachu.


A to nie koniec! Po odkręceniu 10-ciu istotnych śrubek, możemy podnieść podwozie i położyć je obok nadwozia, które wciąż spoczywa bezpiecznie w styropianie. Kabelki są wystarczająco długie, aby komfortowo pracować w tej pozycji. Super rozwiązanie!


W torebce ze śrubkami znalazłem też kilka małych łączników elektrycznych. Początkowo zupełnie nie rozumiałem, po co one są. Okazuje się, że należy ich użyć tylko w przypadku starszych modeli Taurusa. Do mojego Piko 37428 nie będą potrzebne.


Okablowanie wymagane do rozszerzenia cyfrowego nie jest skomplikowane, jednak złącza przy wózkach mogą okazać się wyzwaniem. Na pierwszy rzut oka nie wiadomo bowiem, który pin jest który. Zagadkę rozwiązujemy uważniej się przyglądając. Wtedy okazuje się, że producent wytłoczył w plastiku wszystkie niezbędne oznaczenia, tyle tylko że nie bardzo je widać, szczególnie przy słabym oświetleniu.


Dekoder umieszczamy w dedykowanym dla niego miejscu. Pasuje idealnie.

taurus w skali g rozszerzenie do dcc

Gdy już poradzimy sobie z połączeniami, dostrzeżemy że kilka kabelków pozostało wolnych. Tak ma jednak być. I oczywiście może się okazać, że za jakiś czas przewody te do czegoś się przydadzą!


Czas rozpocząć testy. Niestety zaczyna się od niemiłej niespodzianki - nic nie działa. Kontroler Roco Multimaus ma wyraźne problemy z dogadaniem się z dekoderem. Jestem zmuszony przywrócić ustawienia fabryczne i zacząć od nowa. Na szczęście za drugim podejściem udaje się. Wszystko działa...

...na wspak. Pomyliłem się podłączając silniki. Teraz jeden jedzie do przodu, a drugi do tyłu. Muszę poprawić polaryzację :)


W kolejnym kroku dodajemy moduł dźwiękowy. W lokomotywie mamy mnóóóóóóóóóóóóóóstwo wolnej przestrzeni. Głośnik umieszczamy więc w wyznaczonym miejscu, a płytkę PCB... gdziekolwiek. Ważne tylko, aby solidnie ją przymocować.

moduł dźwiękowy w elektrowozie

Moduł nie wymaga żadnej konfiguracji. Po prostu działa. Oto pokaz dostępnych funkcji:


Konwersja do sterowania DCC to dosyć kosztowna procedura. Wielu ludzi nadal uważa, że nie warto wydawać na to pieniędzy. W mojej opinii model zyskuje naprawdę DUŻO po tym rozszerzeniu. Po raz kolejny jestem zadowolony z efektu końcowego i jestem przekonany, że dobrze wydałem pieniądze. Zachęcałbym wszystkich niezdecydowanych do ponownego przyjrzenia się tematowi i wykonania pierwszego kroku w kierunku cyfryzacji swojego taboru.

środa, 20 czerwca 2018

Liliput 95988, Wagon "Porter" do przewozu piwa w skali G

Zwykle rozpoczynam moje recenzje zdjęciem produktu zamkniętego w jego oryginalnym opakowaniu. W ten sposób zachowuję chronologiczną kolejność opisu. Jednak nie tym razem. Tym razem na wstępie zobaczymy zdjęcie zrobione na zewnątrz, w naturalnym świetle. So ku temu dwa powody...

Powód nr 1: wagon, nad którym będę się rozwodził, jest bardzo ciemny. Nie jest zupełnie czarny, ale taki trochę niebieskawy. Niemniej jest wystarczająco ciemny, aby znacząco utrudnić proces wykonywania dobrych zdjęć. Tak więc to poniżej będzie zapewne najlepszą ilustracją w całym artykule.

wagon do przewozu piwa w skali g liliput / bachmann

Powód nr 2: produkt dotarł do mnie kompletnie ukryty w swoim opakowaniu. Na pierwszy rzut oka naprawdę nie widać nic ciekawego. To spowodowało, że poniższe zdjęcie w zasadzie niewiele wnosi.


Tekturową pokrywę z łatwością się jednak zdejmuje. I od razu można zauważyć, że... wagon zapakowano do góry nogami :)


No dobra, ale skupmy się na rzeczach istotnych. Moja recenzja będzie dotyczyć modelu Liliput 95988, który jest odwzorowaniem wagonu do przewozu piwa w skali G. Udało mi się zakupić go w sklepie MSL za mniej niż 50 euro. Nie jestem wielkim fanem taboru w nieatrakcyjnych kolorach, jednak cena przeważyła szalę. I oto jest!


Produkt jest dobrze zabezpieczony wewnątrz pudełka. Z przodu przykryty jest przezroczystym, plastikowym wieczkiem, które stabilizuje wagon i chroni go przed czynnikami zewnętrznymi.


Zawartość zestawu nie jest zbyt bogata. Wagon dostajemy bez zainstalowanych sprzęgów i sami musimy zamontować jeden z dwóch dostarczonych typów: albo standardowy LGB, albo amerykański.


Ja oczywiście wybieram sprzęgi europejskie. Instalacja zajmuje nie więcej niż 10 minut. W woreczku załączono też instrukcję, gdyby ktoś jej potrzebował.


Przyjrzyjmy się modelowi...

wagon towarowy porter

Wygląda dobrze. Moją uwagę na pewno przykuły metalowe koła. Są naprawdę bardzo fajne i pozwalają pojazdowi toczyć się bardzo gładko. Działa to dużo lepiej niż w przypadku kół plastikowych, stosowanych przez innych producentów. Wielkie brawa dla Liliputa za ich użycie!

metalowe koła

Model posiada mnóstwo dopełniających szczegółów. Uchwytów i drabin znajdziemy tu naprawdę sporo. Wygląda to bardzo atrakcyjnie, szczególnie porównując do konkurencyjnych produktów, w których często proste "wypustki" próbują udawać metalowe pręty.


Bardzo ciekawym elementem są pełnosprawne drzwi. Nie tylko możemy je otwierać i zamykać, ale możemy nawet pobawić się klamką. Tak, ten wagon można skutecznie zamknąć!


Jeszcze większą niespodziankę stanowią włazy na dachu. Jest ich cztery i wszystkie funkcjonują. Z łatwością je więc otworzymy i zamkniemy. Podobają mi się takie smaczki!


Model jest bardzo ciemny - niemalże czarny - co osobiście nie bardzo mi odpowiada. Muszę jednak przyznać, że namalowane grafiki wyglądają na tym tle bardzo dobrze. Wszystkie są ostre i nieskazitelne.


Trudno się czegokolwiek przyczepić. Mój zakup wygląda świetnie!


Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie ten model. Za mniej niż 50 euro dostałem wagon towarowy z wieloma detalami, ruchomymi elementami oraz metalowymi kołami. To chyba jeden z lepszych zakupów w mojej karierze modelarza, biorąc pod uwagę jego atrakcyjną cenę. Już nie mogę się doczekać, jakie promocje przygotuje następnym razem sklep MSL :)

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Revell 04905, Helikopter Bell UH-1 "Huey" w skali 1:24

Jakiś czas temu zakończyłem składanie plastikowego modelu helikoptera. Mój kolega, Eryk, nieustannie dopomina się o relację na temat efektów mojej pracy. Ma rację - opis ten jest już teraz bardzo, bardzo spóźniony. No ale... przecież lepiej późno niż wcale, zgadza się?

Produkt, który będę opisywał to Revell 04905 i jest on reprodukcją bardzo znanego statku powietrznego Bell UH-1 "Huey" w skali 1:24. Dostałem go jakoś pod choinkę i mam nadzieję, że wkrótce będę go mógł użyć na makiecie ogrodowej. Rozmiarowo powinien pasować idealnie. Zgodnie z opisem na pudełku, spodziewamy się modelu długiego i szerokiego na jakieś 50cm.

Zestaw Revell 04905

Zestaw oznaczony jest symbolem "5-ty poziom skilla", co umieszcza go w grupie najbardziej wyrafinowanych modeli. Pożyjemy, zobaczymy...


Wiele z dostarczonych elementów jest wykonanych z ciemnozielonego plastiku. I jest to chyba dobry wybór dla osób, które są zainteresowane sugerowanym, wojskowym wyglądem.


Maszyna będzie pilotowana przez dwie osoby. I tak się składa, że są to bracia bliźniacy (jednojajowi)!


Niektóre z części są srebrne bądź przezroczyste. I ponownie - w wielu przypadkach model będzie wymagał zastosowania takich właśnie barw.


Instrukcja jest długa i szczegółowa. Tego byśmy się właśnie spodziewali - w końcu to zestaw wymagający "5-ego poziomu skilla".


Dostajemy również dwa arkusze kalkomanii. Wyglądają super, ale mi osobiście do gustu nie przypadły. Narzucają bowiem wojenny charakter modelu, a mnie interesuje trochę inny kierunek.


Montaż rozpoczynamy od wnętrza. A to oznacza, że od razu musimy malować elementy, gdyż później nie będzie do nich dostępu. Poniżej moje podejście do pokolorowania pilotów oraz kabiny.


Od tego momentu, to już po prostu wiele, wiele wieczorów pracy. Dużo malowania, czekania na wyschnięcie, ponownego malowania i w końcu klejenia. Osobiście nie miałem wrażenia, że poziom trudności jest "najwyższy możliwy". Fakt - pracy jest sporo, ale wszystkie elementy są raczej pokaźnych rozmiarów. Nie doświadczymy tu więc ani frustracji, ani wyzwań typowych dla małych modeli.

Zależało mi na tym, aby mój helikopter nie był wojskowy. Darowałem więc sobie instalację działek i pomalowałem kadłub w "wesołe" kolory. Teraz jest to pojazd cywilny. Prezentuje się tak...

Bell UH-1 "Huey" w malowaniu cywilnym

Wspomniany już kolega, Eryk, wielokrotnie komentował mój sposób malowania modeli. Ostrzegał mnie, że zbyt dużo farby może spowodować, iż niektóre z detali zanikną. Oczywiście miał rację, jednak mi zależało na ładnym, błyszczącym wyglądzie i potrzebowałem do tego odpowiedniej warstwy lakieru. W efekcie trochę szczegółów zostało przykrytych na zawsze, ale i tak nadal jest co oglądać.


Ostatnie zdjęcie prezentuje moje największe osiągnięcie. Nie użyłem bowiem ani jednej z załączonych kalkomanii i zamiast tego namalowałem własny numer rejestracyjny. Posłużyłem się tu ploterem tnącym mojej żony, który pozwolił mi na stworzenie odpowiedniego szablonu. Dzięki niemu moje zdolności artystyczne nie przeszkodziły w uzyskaniu równego napisu. Chyba wygląda nieźle.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że identyfikatory zaczynające się od "ST" są zarezerwowane dla Sudanu. Tak się jednak składa, że są to również dwie pierwsze litery mojego nazwiska...

Obecnie buduję lądowisko dla mojego modelu. Będzie ono posiadać błyskające światła i umieszczę je na makiecie ogrodowej. Helikopter oczywiście również się tam znajdzie. Szczerze liczę na uzyskanie spektakularnego efektu :)