Najnowsze Wpisy

czwartek, 20 lipca 2017

Graham Farish 372-033DS, Parowóz klasy 4073 w skali N

Dla wszystkich czytających tego bloga musi być już chyba jasne, że ja po prostu uwielbiam ładne i kolorowe modele. I jasnym jest też chyba to, że mógłbym trochę bardziej przejmować się realizmem. No ale taki już jestem i żadna zmiana się tu nie zapowiada. Dzisiaj więc zaprezentuję kolejny efektowny zakup, który nijak ma się do mojej obecnej kolekcji pociągów.

Produkt, na którym się skupię to replika parowozu brytyjskiej klasy 4073 (lub klasy Castle) w skali N. Model został wyprodukowany przez firmę Graham Farish i jest fabrycznie wyposażony w dekoder cyfrowy oraz moduł dźwiękowy. Nie wiedziałem absolutnie nic o brytyjskich lokomotywach, kiedy go zamawiałem. Jedynym powodem mojego wyboru był jego wygląd. Niemniej zakup ten skłonił mnie do przeczytania paru artykułów i teraz już co nieco wiem. Lepiej późno niż wcale, nieprawdaż?

Oto oryginalny parowóz, który tak bardzo mi się spodobał. Numer boczny 5029 o nazwie "Nunney Castle". Zdjęcie pochodzi z jego strony na Wikipedii.


To moja pierwsza lokomotywa od Graham Farish. Nie bardzo wiem, czego się spodziewać. Przyszła w dość zwykłym pudełku owiniętym dodatkowo w cienki, biały papier.


Biorąc pod uwagę wartość kolekcjonerską, zdecydowałem się delikatnie wysunąć plastikowe pudełko z papierowej osłonki. Przy okazji wypadły trzy sztuki dokumentacji.


A na dokumentację składają się:
  • Instrukcja użytkownika - montaż, smarowanie, itp.
  • Informacje o DCC - funkcje, programowanie, itd.
  • Karta zgłoszenia do Klubu Kolekcjonera


Najbardziej zaciekawił mnie oczywiście przewodnik omawiający sterowanie cyfrowe. Dostarcza on zwięzłego obrazu na temat możliwości lokomotywy. Opisywany produkt oferuje w sumie 28 funkcji.


Usunięcie kolejnych warstw opakowania zajmuje dłuższą chwilę. Ale oto jest - cudownie zielona "Nunney Castle".


Pierwsze wrażenie? Wygląda fantastycznie!


Gdy ustawiałem model na torach zauważyłem, że jego przedni wózek nie jest w ogóle przymocowany do kotła znajdującego się nad nim. Przez chwilę myślałem, że coś tu jest uszkodzone. Ale jednak nie jest i tak właśnie ma to wyglądać. Niemniej oznacza to, że lokomotywę trzeba przestawiać ostrożnie.


Zanim przejdziemy do szczegółów, nacieszmy się trochę zdjęciami...


Myślę, że ilustracje mówią same za siebie. Model jest zachwycający. I nie chodzi tylko o to, że jest ładny i kolorowy. Jest też niesamowicie szczegółowy i posiada mnóstwo detali. Trudno uwierzyć, że taki poziom precyzji został osiągnięty w przypadku zwykłego sklepowego produktu. Malowanie jest idealnie ostre z czytelnymi napisami i doskonale nałożonymi różnym farbami. Jest to niewątpliwie najładniejszy model w mojej obecnej kolekcji.

Porozmawiajmy o jego funkcjach. Pierwsza niespodzianka? Model nie posiada reflektorów przednich. Właściwie to nie ma żadnego oświetlenia! Nocą jest zupełnie ciemny. To trochę szokujące, ale jednak uzasadnione. Jeśli cofniemy się do zdjęcia oryginału, zobaczymy że tenże również żadnych świateł nie posiadał. Nie jest to więc niedopatrzenie - to jest właśnie realizm.

Ale oczywiście nadal mamy mnóstwo funkcji cyfrowych, którymi możemy się pobawić. Składają się na nie głównie różne dźwięki, a w szczególności wiele rodzajów gwizdków. Są one głośne i miłe dla ucha, ale oczywistym jest też, że nie wszystkie częstotliwości udało się dobrze odtworzyć w tak małej replice. Nie ma co prawda na co narzekać, ale nie należy oczekiwać, że wszystkie odgrywane tony będą krystalicznie czyste.

Bardzo ciekawym aspektem kontroli cyfrowej w tym modelu jest sposób działania hamulców. Dotąd spotykałem się z rozwiązaniami, gdzie samo ustawienie kontrolera na zero powodowało ich załączenie (redukując prędkość lokomotywy i generując odpowiedni dźwięk). Tutaj działa to inaczej. W modelu Graham Farish zmniejszenie przepustnicy powoduje jedynie wyłączenie "teoretycznej pary", która trafiłaby do tłoków, ale nie uruchamia samego hamowania. To oznacza, że lokomotywa będzie się jeszcze "toczyć" przez wiele, wiele metrów, chyba że użytkownik ręcznie wywoła funkcję F2. Wygląda to naprawdę bardzo, bardzo fajnie i zastanawiam się tylko, czy ta symulacja jest wiernie przeskalowana...

A jak sama jazda? Przyznam, że nie miałem czasu używać modelu zbyt długo. W końcu mamy teraz środek sezonu ogrodowego i do małej skali wrócę dopiero późną jesienią. Ale oczywiście potestowałem go trochę i jestem ogólnie zadowolony. Ładnie jeździ z małą prędkością, a przy dużej nie jest strasznie hałaśliwy. Porusza się płynnie, bez żadnych skoków. Udało mu się raz wykoleić na zwrotnicy Kato, ale muszę zaznaczyć, że połączenie torów nie jest tam idealne, no i trochę też szarżowałem jadąc z pełną prędkością.

Oto filmik pokazujący fragment możliwości parowozu:


Jak mi się więc podoba? Jestem w nim bez pamięci zakochany. I wiedziałem, że tak będzie, gdy tylko go ujrzałem po raz pierwszy. Oczywiście zakładałem przy tym, że z modelem nie będzie żadnych problemów. I takowych właśnie nie ma. Oferuje on mnóstwo funkcji DCC i wszystkie działają prawidłowo. Właściwości jezdne wydają się być również w porządku. Detale i kolory są bezsprzecznie fantastyczne. Czego więcej mógłby chcieć miłośnik miniaturowych światów taki jak ja? Chyba niczego. Produkt firmy Graham Farish ma wszystko, czego oczekiwałem.

ps. Oczywiście nadal marzę o parowozie w skali N z prawdziwym generatorem dymu. Ale to zupełnie osobna historia...

poniedziałek, 10 lipca 2017

Dekoder rozjazdów Piko 35013 z centralką Roco Z21

Moja makieta ogrodowa zawsze miała być w pełni kontrolowana cyfrowo w standardzie DCC. Po wyłożeniu pieniędzy na system sterowania oraz lokomotywy (tutaj oraz tutaj), następnym krokiem było dodanie możliwości kierowania rozjazdami. Tak się szczęśliwie składa, że urządzenie realizujące tą funkcjonalność jest łatwo dostępne i nawet nie jest tragicznie drogie.

Piko 35013 jest dekoderem rozjazdów dedykowanym dla skali G. Oferuje 4 niezależne i programowalne wyjścia. Co więcej, każde z wyjść może obsługiwać 2 rozjazdy jednocześnie, a więc odpowiednio projektując torowisko można kontrolować aż 8 rozjazdów jednym urządzeniem. To więcej niż wielu z nas potrzebuje, włączając w to także moją osobę. A to oznacza, że miałem możliwość stania się w pełni cyfrowym za jedyne 70 Euro.


Produkt dostajemy w standardowym pudełku Piko. Zawartość składa się z samego urządzenia oraz szczegółowej instrukcji. Dekoder jest zabezpieczony odpowiednio ukształtowaną tekturą. Wszystko dotarło w stanie dziewiczym.


Instrukcja opisuje wszelkie istotne tematy i jest przygotowana w dwóch językach: po angielsku oraz niemiecku. Treść jest jasna i wyczerpująca wzbogacona rysunkami i diagramami połączeń.


Znajdziemy w niej kilka faktów, o których warto wspomnieć:
  • Deklarowane minimalne napięcie wejściowe dekodera to 12V. To sugeruje, że potencjalnie można by go użyć również w mniejszych skalach. To naprawdę ciekawa wiadomość, bo oznacza to, że mam tu do czynienia z rozsądną alternatywą dla dekoderów Digitrax DS64 używanych przeze mnie na makiecie w skali N.
  • Piko deklaruje, że wyjścia dekodera są zabezpieczone przed zwarciem. To naprawdę super informacja i czyni ona z produktu Piko jeszcze ciekawszą opcję dla Digitraxa. Wyjścia DS64 nie są bowiem zabezpieczone w ogóle, przez co musiałem te urządzenia wysyłać do naprawy już dwa razy.
  • Dekoder oferuje kilka trybów pracy. Może sterować rozjazdami z 2-ma lub 3-ma przewodami, a także diodami LED i żarówkami. Wszystko to wygląda bardzo obiecująco (i ponownie - wydaje się, że dostajemy więcej niż oferuje Digitrax).
Sam dekoder to małe czarne pudełko.


Po otwarciu pokrywy uzyskujemy dostęp do jego złącz. Znajdziemy tam: jedno wejście, cztery wyjścia oraz zworkę do programowania.

Płytka PCB jest pokryta jakimś lakierem. Prawdopodobnie dzięki temu urządzenie jest odporne na warunki atmosferyczne. Wygląda solidnie!


Pierwsze testy z kontrolerem Roco Multimaus oraz diodami LED. LEDy się zapalają i wszystko wydaje się działać poprawnie...


Ważną kwestią, o której należy pamiętać, jest inny sposób numerowania adresów stosowany przez Piko i Roco. Adresy są bowiem przesunięte o wartość 4. I tak, aby użyć rozjazdu Piko nr 1 należy zastosować adres nr 5 na kontrolerze Roco Multimaus.

Następne testy używają centralki Roco z21 z aplikacją mobilną. Ponownie - całość zachowuje się jak należy... I ponownie - przesunięcie adresów sprawia, że muszę dostosować wartości, których używam na tablecie.


W sumie przetestowałem 3 scenariusze:
  • Roco Multimaus -> Centrala Roco 10764 -> Dekoder Piko 35013 -> 2 x Napęd Piko 35271
  • Aplikacja mobilna Z21 -> Centrala Roco z21 -> Dekoder Piko 35013 -> 2 x Napęd Piko 35271
  • Aplikacja mobilna Z21 -> Centrala Roco z21 -> Wzmacniacz Uhlenbrock Power 8 -> Dekoder Piko 35013 -> 2 x Napęd Piko 35271

Podstawowe operacje działały prawidłowo we wszystkich tych konfiguracjach. Bardzo obawiałem się dołączenia wzmacniacza, ale nie miało to jednak żadnego negatywnego efektu. Rozjazdy wciąż można było z łatwością kontrolować i całość pracowała rewelacyjnie.

I właśnie wtedy zapragnąłem czegoś więcej. Do rozjazdów na makiecie potrzebowałem tylko 3-ech z 4-ech dostępnych wyjść i pomyślałem, że  dobrze byłoby użyć ostatniego do czegoś innego. Do głowy przyszedł mi pomysł sygnalizacji ulicznej. W końcu dekoder miał tryb pracy dla diod LED i powinno się go dać wykorzystać do przełączania między światłem zielonym i czerwonym.

Spróbowałem więc i... klapa, nie zadziałało. Miałem ogromne problemy z programowaniem dekodera przy użyciu Roco z21. Centralka nie była w stanie ani czytać, ani zapisywać rejestrów. Użyłem nawet programu z21 Maintenance i wydawało się, że działa, ale tryb LED nadal nie był włączony. Spędziłem trzy popołudnia próbując różnych rozwiązań, ale bez rezultatu...

Poniżej filmik pokazujący początkowy sukces oraz późniejszą porażkę.

 

Skontaktowałem się zarówno z Piko, jak i z Roco, aby lepiej zrozumieć przyczynę nie działania. Niestety w chwili, gdy piszę tego posta, problem nadal nie jest rozwiązany. Podejrzewam, że Roco z21 po prostu nie jest w stanie zaprogramować prawidłowo dekodera. I podejrzewam też, że gdyby rejestry skonfigurować inną centralką, to tryb LED później działałby prawidłowo również z z21.

Podsumowując: Centrala Roco z21 jest w stanie sterować dekoderem Piko 35013, ale nie można jej użyć do zaprogramowania innego zachowania urządzenia.

No dobrze, ale proste przełączanie rozjazdów nadal działa bez zarzutu. Zainstalowałem więc napędy elektryczne (Piko 35271) na makiecie wraz z okablowaniem...


...podłączyłem dekoder...


...i ukryłem go pod budynkiem, aby zapewnić mu dodatkową ochronę.


Wszystko działa. Moje rozjazdy mogą być teraz ustawiane zdalnie. Makieta jest w pełni cyfrowa. Sukces? Tak, ale nadal trochę żal, że nie będzie sygnalizacji ulicznej...

poniedziałek, 3 lipca 2017

Pola G 331787, Gospoda z ogródkiem piwnym w skali G

Budowa miasteczka na makiecie ogrodowej przypomina mi czas spędzony nad Sim City w czasach, gdy jeszcze byłem nastolatkiem. I podobnie jak w grze komputerowej, tutaj także stosuję się do pewnych zasad. Tak więc po wyznaczeniu i wypełnieniu stref mieszkalnych, następnym krokiem będzie założenie małych przedsiębiorstw.

Niestety nie mam zbyt dużo miejsca i muszę się skupić na naprawdę niewielkich biznesach. Nie będzie więc fabryk, lotnisk, ani niczego innego, co wymagałoby okazałej przestrzeni. Dlatego też zaczynam od niewielkiej wiejskiej restauracji. Produktem, który będę budował jest Pola G 331787.


Pudełko, w którym dostajemy model, jest duże i ciężkie. Uniesienie pokrywy od razu potwierdziło moje przypuszczenia odnośnie podstawy budynku. Tak, jest ona załączona. Bardzo to cieszy, choć mam uczucie, że mogłaby być odrobinę grubsza. Tak czy inaczej - lepsze to niż instalacja na płycie chodnikowej zakupionej w Castoramie.


Elementy są posegregowane i spakowane do mniejszych pudełek. I jest ich naprawdę całkiem sporo. Kleju niestety nie ma.


Ja podzieliłem części na dwie grupy. Grupa pierwsza - solidnie wyglądające ściany i dachy.


Grupa druga - delikatne detale.


Dwie części odłączyły się w transporcie. Na szczęście nic nie jest połamane, po prostu latają sobie swobodnie.


Rozmiar instrukcji odzwierciedla znaczącą ilość dostarczonych plastikowych elementów. Jest długa i szczegółowa. To może być dość ambitna konstrukcja!


Naklejki oraz ozdoby okienne również są częścią zestawu.


Zacznijmy więc składanie restauracji. Mamy do czynienia z budynkiem, więc na pierwszy ogień idą ściany. Pamiętając o doświadczeniach z poprzedniego domku firmy Pola G, szybko dostrzegłem słabe punkty w elementach i zakryłem je skrawkami czarnego plastiku. Oczekuję, że w ten sposób uniknę wszelkich problemów z przebijaniem światła po instalacji wewnętrznego oświetlenia.

Kolejną rzeczą, jakiej niestety nie widać na zdjęciu, jest dodatkowa część, którą dodałem z tyłu drzwi, aby uchronić je przed otwieraniem się do środka. W tym modelu taka blokada jest zrobiona dla drzwi na parterze, ale nie ma jej już dla tych na piętrze.


Ściany instalujemy do podstawy. To że można je po prostu przykleić do podłoża, niesamowicie pomaga w uzyskaniu prostokątnego kształtu budynku.


Pięterko oraz dach. Na tym etapie struktura jest już solidna i można ją śmiało przenosić.


Następne są prace nad detalami. Tak wygląda balkon umieszczony z tyłu budynku.


Z przodu zaś, pod pergolą znajdzie się miejsce na ogródek piwny.


Dach naprawdę obfituje w detale. Plan zakłada umieszczenie na nim aż trzech kominów!


Elementy ogródka piwnego to te same akcesoria, które znamy z zestawu kioskowego Pola G 330995. Tutaj jednak dostajemy ich dwa razy więcej.


I fajrant. Gospoda gotowa na przyjęcie gości. Wygląda na to, że ktoś już chyba czeka na złożenie zamówienia!


Model zostaje wzbogacony o autorskie, polskie naklejki. Można podziwiać...


Bardzo przyjemnie składało się ten zestaw. Oferował naprawdę dużo pracy, a nawet pewne wyzwania. Dla przykładu: zbudowanie płotu nie było dziecinnie proste. Trzeba było uważnie analizować instrukcję i mieć w głowie jakiś plan, zanim złapało się za nóż. Naprawdę mi się podobało!

A sam budynek? Trochę za czerwony jak na mój gust. Nie mogę powiedzieć, żeby przypadł mi do gustu. Jednak pomijając odczucia subiektywne, trzeba jasno powiedzieć, że model jest bardzo, bardzo solidny i naprawdę bogaty w szczegóły. Ogródek piwny jest świetnie zaprojektowany, a wspomniany już płot sprytnie podzielony i funkcjonalny. Podstawa jest niestety trochę giętka i model trzeba ostrożnie przenosić obiema rękami.


Produkt można znaleźć w bardzo atrakcyjnej cenie. Mniej niż 120 Euro za taki pokaźny i bogaty w dodatki model to naprawdę niedużo. Więc pomimo tego, że odrobinę inny wygląd restauracji mógłby mi bardziej odpowiadać, sam zakup był dobrym interesem. No i oczywiście moi mieszkańcy mają w końcu miejsce, gdzie mogą coś zjeść (i się napić).